MEMORIAŁ POTRZEBUJE TWOJEJ POMOCY
Niekończące się kłamstwo katyńskie
Historyk Konstantin Konoplanko — o tym, w jaki sposób propaganda rosyjska po raz kolejny próbuje bronić NKWD przed oskarżeniem o zabójstwo polskich jeńców wojennych.
13 kwietnia przypada obchodzony corocznie w Polsce Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Z tej okazji rosyjska państwowa agencja informacyjna TASS opublikowała kolejną „sensację”, dokonaną rzekomo przez oddział Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) w Smoleńsku. Chodzi o jakoby nowe dokumenty, za których pomocą urząd ten usiłuje wnieść swój wkład w badanie okoliczności mordu na polskich jeńcach wojennych.

Ciekawe, że TASS podaje informacje o nowych dokumentach w kilku dawkach: pierwsza publikacja ukazała się 11 kwietnia, następna zaś dzień później, 12 kwietnia. Wieczorem 12 kwietnia publikację uzupełniono o komentarz „eksperta” Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego Michaiła Miagkowa – po raz enty przytoczył on stare i dawno już obalone „argumenty” tych, którzy negują odpowiedzialność Sowietów za zbrodnię katyńską (analizy tej „eksperckiej” wypowiedzi dokonał na łamach „Nowej Gazety Europa” Konstantin Pachaluk).

Rozpowszechnienie w przededniu rocznicy zbrodni katyńskiej informacji, wprost negujących dawno przecież udowodnioną winę władz radzieckich i NKWD, interpretować można nie inaczej niż jako zamierzoną prowokację.

Wskazuje na to szczególnie ten fakt, iż winę władz radzieckich tym razem poddają w wątpliwość nie marginalni historycy lub działacze społeczni, lecz najważniejsze media państwowe oraz podwładni Kremlowi historycy.

Podobne akcje oficjalnych mediów rosyjskich nie są nowością: już w 2023 roku konkurencyjna TASS-owi agencja RIA Nowosti poinformowała o opublikowanych przez FSB „unikatowych dokumentach archiwalnych” mających udowodnić, że „polskich oficerów w Katyniu rozstrzelali hitlerowcy, nie zaś funkcjonariusze NKWD ZSRR”. Nasuwa się pytanie: cóż to za dokumenty, na których podstawie dochodzi się do wniosków zupełnie odwrotnych od oficjalnej pozycji Federacji Rosyjskiej, w swoim czasie udostępnionej w oświadczeniu Dumy Państwowej i wygłaszanej przez wielu decydentów państwowych?

Nie będę powtarzać argumentów przytoczonych przez moich kolegów. Dodam tylko, że to nie publikacja nowych dokumentów jest problemem. Wprowadzenie do obiegu nowych źródeł historycznych poszerza naszą wiedzę i może stanowić dodatek do istniejących materiałów badawczych. Chodzi o jakość tych materiałów, ich nowość oraz o cel mediów, które je udostępniają.

Nowe publikacje TASS, zarówno jak starsza publikacja RIA Nowosti, nie uwzględniają standardów ujawniania dokumentów historycznych: brakuje danych o źródłach archiwalnych (zasobach, zbiorach, sygnaturach), a zamiast zeskanowanych w dobrej rozdzielczości dokumentów udostępniono jedynie zdjęcia ich fragmentów. Numerowanie stron jest chaotyczne; niektórych numerów w ogóle brak.

To wszystko sprowadza wartość dokumentów do zera i powoduje, że nie nadają się do analizy. Znalezienie wersji cyfrowej owych dokumentów również wydaje się niemożliwe: na stronie smoleńskiego obwodowego oddziału Federalnej Służby Bezpieczeństwa, portalu „Archiwum Państwowe historii najnowszej obwodu smoleńskiego” oraz na stronie projektu „Bez przedawnienia” nie ma żadnych wzmianek o ich publikacji.

Wygląda na to, że agencję interesują nie tyle same dokumenty, ile propaganda oraz prowokacja, którą mogą wywołać.

Narracja tych „nowych publikacji” nawiązuje do stanowiska Związku Radzieckiego, który przez pół wieku winą za morderstwo polskich jeńców wojennych obarczał nazistów, kłamiąc całemu światu i własnym obywatelom. Zjawisko to utrwalone zostało w historiografii jako „kłamstwo katyńskie”.
Bronisław Komorowski i Dmitrij Miedwiediew w Katyniu 11 kwietnia 2011
Przyjrzyjmy się niektórym z opublikowanych przez TASS dokumentom. Z niewielu dostępnych danych możemy zrozumieć, że nie wnoszą nic szczególnie nowego, a część z obecnych w nich imion świadków pojawiała się w już dawno opublikowanych i zbadanych materiałach na temat śledztwa prowadzonego pod nadzorem ludowego komisarza Bezpieczeństwa Państwowego ZSRR Wsiewołoda Mierkułowa i pierwszego zastępcy szefa NKWD Siergieja Krugłowa.

„Cenne świadectwa dotyczące niemieckiej prowokacji w Katyniu” otrzymane w ramach przesłuchania „jeńca wojennego armii niemieckiej i uciekiniera” Edwarda Potkańskiego w dniu 4 stycznia 1944 roku wymienione są również w materiałach jednostki inwentarzowej nr 37 „Listy oraz zeznania obywateli o okolicznościach rozstrzelania oficerów polskich w Lesie Katyńskim przez niemiecko-faszystowskich najeźdźców”. Akta te są ogólnodostępne i znajdują się w zbiorze R-7021 w Państwowym Archiwum Federacji Rosyjskiej [GARF, zesp. r-7021, inw. 114, vol. 37. k. 1-16]; zostały nawet zdigitalizowane przez zespół projektu „Materiały historyczne” oraz przez zespół Wojskowego Biura Historycznego [Centralne Archiwum Wojskowe, Komisja Burdenki, sygn. VIII.800.21.37]. W obu tych dokumentach, między którymi jest rok różnicy, Potkański, który z niewoli niemieckiej trafił do radzieckich służb specjalnych, udziela niemalże identycznych zeznań – sprowadzają się głównie do tego, że to naziści zamordowali polskich jeńców.

Zeznania Potkańskiego oraz innego zbiega, Romana Kowalskiego (którego TASS jedynie cytuje, nie publikując protokołu przesłuchania), zawarto w „Uzupełnieniu do zaświadczenia w sprawie dochodzenia wstępnego w tak zwanej sprawie katyńskiej”. „Zaświadczenie” i „Uzupełnienie”, sporządzone przez Mierkułowa i Krugłowa w styczniu 1944 roku, były tak naprawdę wynikami dochodzenia wstępnego; znalazły się więc u podstaw wniosków przyszłej oficjalnej komisji Burdenki. Zeznania te, wraz z zeznaniami innych świadków – jak udowodnili później badacze oraz śledczy Głównej Prokuratury Wojskowej – udzielone zostały pod naciskiem ze strony NKWD; świadków straszono represjami. Zastraszaniu świadków towarzyszyło fałszowanie dokumentów datowanych na drugą połowę 1940 – pierwszą połowę 1941 r., które później „odkryli” członkowie Komisji Burdenki.

Podobnie wyglądają sprawy innych bohaterów „sensacyjnych” publikacji rosyjskich mediów rządowych. Zeznania Arno Düre, niemieckiego żołnierza 2. batalionu specjalnego, złożone w trakcie „Procesu Leningradzkiego” w 1945 r., RIA Nowosti opublikowały już w zeszłym roku. Szczegółowej analizy tego zeznania dokonał badacz Siergiej Romanow; zamieścił je na stronie „Materiały Katyńskie”. O „wiarygodności” zeznań Düre świadczy chociażby to, że, według niego, Katyń znajduje się… w Polsce.

12 kwietnia 2024 roku TASS uzupełnił tę „sensację” zeznaniami Ludwiga Schneidera, pomocnika kierownika niemieckiej komisji ds. badania zbrodni katyńskiej Gerharda Buhtza. Niestety, opublikowane przez TASS zdjęcia protokołu przesłuchania Schneidera nie pozwalają znaleźć dokładnej daty sporządzenia owego dokumentu. Co się tyczy zeznających, ich nazwiska były znane historykom na długo przed publikacją TASS.
Podczas „Procesu Leningradzkiego” Düre potwierdził swój udział w pochówku polskich jeńców wojennych w Katyniu – pozwoliło mu to uniknąć kary śmierci za rozstrzelanie obywateli radzieckich.

Później Düre przyznał się, że udzielił fałszywych zeznań pod presją komisji śledczej. Jeśli chodzi o Schneidera, zmuszono go do powiedzenia, iż Buhtz sfałszował wyniki badań laboratoryjnych w celu udowodnienia winy ZSRR w mordzie jeńców w Katyniu. Obaj świadkowie byli przygotowywani przez komisję radziecką do udzielenia zeznań w Norymberdze, jednak ostatecznie sprawy katyńskiej nie włączono do wyroku Międzynarodowego Trybunału Wojskowego.
Polskie banknoty i naramienniki znalezione w badanych mogiłach
W opublikowanych przez TASS 11 kwietnia 2024 r. dokumentach spotykamy nazwisko jeszcze jednego, interesującego świadka – jest nim Bolesław Smektała, sekretarz w sądzie polowym 14. polskiej dywizji, później administrator obozu rosyjskich robotników w niemieckim zakładzie lotniczym Fokke-Wulf. Z dokumentu wynika, iż zatrzymany 17 lutego 1945 r. przez poznańską jednostkę kontrwywiadu SMIERSZ Smektała „w kwietniu 1943 został mianowany przez dyrekcję zakładu Fokke-Wulf delegatem do wyjazdu do Katynia w sprawie zbadania faktu opublikowanego w prasie niemieckiej dotyczącego znalezienia w Lesie Katyńskim kilku tysięcy zwłok polskich oficerów jakoby rozstrzelanych w niewoli radzieckiej w 1940 roku”.

W odróżnieniu od poprzednich świadków, nazwisko Smektały nie zostało wymienione ani w materiałach śledztwa Komisji Burdenki, ani w podstawowej literaturze na temat zbrodni katyńskiej. Mimo że w dokumentach SMIERSZ rzeczywiście znajduje się informacja o udziale Smektały w delegacji do Katynia, historyk Aleksandr Gurjanow uważa, że mógł on być jedynie uczestnikiem jednej z tzw. niemieckich „wycieczek propagandowych”. Potwierdza to przytoczony przez historyka Tadeusza Wolszę fragment zeznań Smektały, których udzielił polskim organom bezpieczeństwa narodowego 10 kwietnia 1952 r. (Wolsza pracował z materiałami Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej): „Niemcy nas zawieźli do Katynia na kilka grobów. Pokazali nam odkryte mogiły. Na miejscu widziałem zwłoki żołnierzy w polskich mundurach, potem nam pokazywano dokumenty […]. Potem mieliśmy stwierdzić ilość pomordowanych […]. Według informacji Niemców, […] w grobach było około 7000 zwłok. […] Nie polecali nam Niemcy stwierdzać, kto dokonał zamordowania tych żołnierzy polskich […]”.

Zeznania Smektały, jak zresztą zeznania innych bohaterów publikacji TASS, nie budzą zaufania, gdyż po „wyzwoleniu” Europy Wschodniej przez Sowiety SMIERSZ oraz organy bezpieczeństwa podwładnych ZSRR państw poszukiwali podobnych świadków. Potwierdzają to m.in: zeznanie węgerskiego eksperta Ferenca Orsósa, aresztowanie czeskiego eksperta Františka Hájeka, który został zwolniony po sprostowaniu zeznań; informacja słowackiego eksperta Františka Šubíka o presji wywieranej na niego i na Hájeka przez przedstawicieli służb specjalnych; aresztowanie i rozstrzelanie przez jugosłowiańskie organy bezpieczeństwa eksperta katyńskiej i winnickiej komisji lekarza patologii sądowej Ljudevita Juraka.

Za udział w delegacji do Katynia w 1943 r. Bolesław Smektała został w czasach powojennych aresztowany przez SMIERSZ. Potwierdzają to świadectwa jego bliskich: „Kiedy aresztowali go w lutym 1945 roku, niemal natychmiast po wejściu Armii Czerwonej do Poznania, podczas rewizji zabrali wszystkie dokumenty i prywatne rzeczy […], nawet podarte skarpetki”.

Najważniejsze okazały się jednak dwa ostatnie opublikowane dokumenty.
Parfien Kisielew, mieszkaniec Katynia i świadek zbrodni, składa zeznania przed doktorem Ferencem Orsósem, profesorem medycyny sądowej i kryminologii Uniwersytetu w Budapeszcie, członkiem Międzynarodowej Komisji Lekarskiej. Po prawej stronie doktora Orsósa widać doktora Reimonda Speleersa, profesora okulistyki na Uniwersytecie w Gandawie i dr Marko Markowa, wykładowcę medycyny sądowej i kryminologii na Uniwersytecie w Sofii.
Pierwszy to protokół przesłuchania starszego szeregowca armii niemieckiej Waltera Ebera datowany na 8 maja 1944 roku. Nazwisko to, rzeczywiście, nie jest obecne w żadnym z dotychczas opublikowanych badań na temat zbrodni katyńskiej. Według zeznań Ebera, 11 stycznia 1942 roku przewoził polskich jeńców wojennych z obozu w 40–50 km na wschód od Mińska do lasu w 18 km od Smoleńska, w kierunku Wiaźmy. Po przyjeździe jeńców rozstrzeliwano z karabinów maszynowych.

Trudno jednak powiązać ten dokument ze zbrodnią katyńską, jeśli nawet według Komisji Burdenki mordy zakończono we wrześniu 1941.

Ponadto Eber twierdzi, iż jeńców rozstrzeliwano z karabinów maszynowych; tymczasem Komisja Burdenki oświadczyła, że zbrodni dokonywano strzałami z pistoletu w tył głowy.

Drugi dokument datowany jest na 28 maja 1943 roku. Są to zeznania lekarzy wojskowych, którzy wrócili z niewoli niemieckiej – Wasilija Nikołajewicza Nikołajewa, Nikołaja Nikołajewicza Lepiłkina i Wsiewołoda Aleksiejewicza Zawołdajewa. Zeznania wszystkich trzech wydają się dość dziwne: „W tym czasie Niemcy zmuszali jeńców wojskowych dużego obozu do dokonania masowych ekshumacji zwłok niemieckich żołnierzy i oficerów na cmentarzach w Smoleńsku, jakoby w celu przetransportowania do Niemiec. Odkopywali groby wyłącznie z 1941 roku. […] Rozkładające się zwłoki owijano w tkaninę, wrzucano do ciężarówek i wysyłano nie do Niemiec, co próbowali wmówić sami Niemcy, lecz do Lasu Katyńskiego, gdzie trupy żołnierzy niemieckich podawano za nieistniejące trupy polskich oficerów”.


Pozostaje tylko dodać, że nic podobnego nie znajdziemy nawet w materiałach Komisji Burdenki. Informacje o tym, że Niemcy podawali zwłoki swoich żołnierzy za zwłoki polskich jeńców są zaś na tyle absurdalne, że nie wymagają komentarza.

Pretensjonalność, brak innowacyjności, przeciętne wykonanie oraz niskie walory informacyjne – to jeszcze nie wszystkie powody, dla których publikacje TASS wywołują oburzenie. Zewnętrzna charakterystyka dokumentów nie pozwala zrozumieć, kiedy i w jaki sposób dokumenty zostały odtajnione, czy procedura ta odbywała się planowo czy na specjalne polecenie, w jakim archiwum i przez kogo dokładnie została przeprowadzona. Wszystkie te dane powinny znajdować się na pierwszej stronie dokumentu w postaci stempla z podpisem kustosza archiwalnego, który znajduje się zwykle pod stemplem „odtajniono”.

Patrząc na dostępne zdjęcia, dochodzimy do wniosku, że stemple te rzeczywiście istnieją; zostały jednak zamazane przez TASS i FSB w programie graficznym. O jakim odtajnieniu bądź ujawnieniu prawdy historycznej możemy mówić w tej sytuacji?

Nawet mając tak niewiele danych, można by było przypuszczać, że dokumenty te mogły zostać wykorzystane przez pracowników Głównej Prokuratury Wojskowej w ramach dochodzenia, a więc mogą znajdować się w aktach sprawy nr 159. Znane nam lokacje oraz imiona świadków pozwalają wziąć pod uwagę taką możliwość. Biorąc pod uwagę to, jak szczegółowo prokurator Jabłokow opisuje proces poszukiwania świadków w obwodzie smoleńskim, który to proces poprzedzono pracą z dokumentami archiwum KGB, przypuszczenie to nie jest pozbawione sensu. Sprawdzić to można byłoby za pomocą odtajnionych i przekazanych Polsce materiałów sprawy nr 159.

Jednak nawet znalezienie i dokonana według wszystkich zasad publikacja tych dokumentów nie zmieni tego, iż wina władz radzieckich i NKWD w mordzie na polskich jeńcach wojennych dawno już została udowodniona – nie prowokuje to żadnych dyskusji w świecie akademickim. Fakt ten został udowodniony dzięki całemu ogromowi zweryfikowanych danych: różnego rodzaju dokumentów archiwalnych, materiałów śledztwa, ekspertyz historycznych i archeograficznych, danych archeologicznych z miejsc pochówku, zeznań rodzin itd.

To, co wiemy teraz o tej zbrodni wojennej i o jej skali, wiemy nie tylko z dochodzenia niemieckiego. Dlatego właśnie krytyka ze strony tych, na których wywierano presję, nic nie znaczy. Opublikowane przez TASS informacje są zatem jedynie kolejną próbą rosyjskich mediów rządowych reanimować dawne stanowisko ZSRR, czyli kłamstwo katyńskie. Znamienne jest to, że wcześniej państwo rosyjskie nie robiło tego otwarcie, czyli z pomocą propagandzistów lub prokremlowskich historyków. Teraz zaś, w kontekście pełnoskalowej wojny w Ukrainie, media prorządowe coraz bardziej angażują się w rehabilitację radzieckiego systemu represji. Dla władzy rosyjskiej jest to niezbędne, aby usprawiedliwić dzisiejsze zbrodnie.


P.S.: W trakcie przygotowania tego artykułu do publikacji okazało się, że dokumenty ze Smoleńskiego obwodowego FSB zostały opublikowane kilka dni później po wiadomości TASS. Obejrzeć i pobrać je można na stronie internetowej „Archiwum Państwowego historii najnowszej obwodu smoleńskiego”.

Publikacja dokumentów daje możliwość szczegółowej ich analizy, której zamierzamy dokonać wraz z Siergiejem Romanowem, redaktorem naczelnym portalu „Materiały Katyńskie”. Trzeba również zaznaczyć, iż pojawienie się tych dokumentów zupełnie nie zmienia wniosków niniejszego artykułu.



Konstantin Konoplanko, historyk, slawista (Stowarzyszenie Memoriał, Ośrodek KARTA) dla Nowej Gaziety. Europa, tłumaczenie Sveta G.

18.04.2024

lub (przekierowanie na inną strone)