Proszę napisać, że pan żartował
— 4 października, po pseudoreferendum, okupowany teren obwodu donieckiego został niby przyłączony do Rosji. Oznaczało to, że wszystkie prowadzone sprawy powinny zostać zweryfikowane zgodnie z rosyjskim ustawodawstwem. W prawie Federacji Rosyjskiej, w odróżnieniu od kodeksu samozwańczej Republiki Donieckiej, jeśli przestępstwo z artykułu 328 (podżeganie do nienawiści na tle narodowym) popełniane jest po raz pierwszy, nie pociąga za sobą odpowiedzialności karnej, tylko administracyjną. Było to wiadomo już w październiku, ale wypuścili mnie dopiero w marcu.
Do tej pory nie wiem, co z pozostałymi dwiema sprawami. Wszczęli je 14 października zgodnie z kodeksem DRL, ale 4 października obowiązywało już prawo Federacji Rosyjskiej. Więc sami się pogubili. 9 marca zwolnili mnie z zakazem opuszczania miejsca pobytu i zamknęli sprawę z artykułu 328. W kwietniu i maju jeździłem do sędzi śledczej do Doniecka po odpisy dokumentów. Sporządzili nowy protokół ze wsteczną datą: „Proszę napisać, że pan żartował” – powiedziała sędzia. Nie mam żadnych dokumentów poświadczających, że te sprawy zostały zawieszone.
W Mariupolu zacząłem szukać pomocy, żeby wyjechać do Ukrainy. Z niepełnosprawnym synem nie mogliśmy wsiąść do autobusu. Potrzebowaliśmy osobnego transportu. Cztery miesiące zajęło nam zebranie odpowiedniej kwoty, znaleźliśmy przewoźnika. Musieliśmy wyrobić sobie rosyjskie paszporty. Wstydziliśmy się tego, ale inaczej się nie dało.
Tam jest twoja Ukraina
20 lipca o 19.00 wyruszyliśmy z Mariupola, a nazajutrz o 9.00 rano dotarliśmy do przejścia granicznego Kołotyłowka-Pokrowskie. Przygotowaliśmy się do tego, bo wiedzieliśmy, że na posterunku granicznym mogą sprawdzać telefony i znów wysłać za kraty z byle powodu. Zdjęcia, ukraińskie symbole, kanały na Telegramie, kontakty – to wszystko trzeba było usunąć. Poszczęściło nam się – strażnicy nie przeszukiwali nas zbyt dokładnie, bo Artiom wpadł w histerię.
Tym, którzy przeszli kontrolę, mówią; „No idź, tam jest twoja Ukraina”. Granicę można przejść tylko pieszo. Posterunek rosyjski jest oddalony od ukraińskiego o dwa kilometry. Dawniej był tu asfalt, a teraz droga jest rozkopana i pokryta żwirem, a na poboczu leżą miny. To szara strefa, ziemia niczyja.
Pośrodku tej szarej strefy zobaczyliśmy wieżę z flagą Ukrainy. Była poszarpana, ale nasza. Wtedy powiedziałem do żony: „Zatrzymajmy się, muszę nagrać na wideo kilka słów po ukraińsku”. Stanęliśmy. W Mariupolu nie wolno było używać ukraińskiego. Od razu budziło to podejrzenia. Pamiętam, jak mimo upału i ogólnego zmęczenia cieszyłem się, że znów mogę mówić we własnym języku.
Obecnie Anatolij Lewczenko mieszka w mieście Kropywnycki. Marzy, żeby reaktywować tam Pierwszy Niepaństwowy Teatr Donbasu (Mariupol) „Terra Incognita – swój teatr dla swoich”.