MEMORIAŁ POTRZEBUJE TWOJEJ POMOCY


Obrazy można zakupić, kontaktując się pod adresem mailowym i telefonem: arutartg@gmail.com, +48453578023.

Karine Arutiunowa - аrtystka i pisarka. Urodziła się w Kijowie w rodzinie ormiańsko-żydowskiej, mieszkała w Izraelu, pisze po rosyjsku. Arutiunowa była laureatką Nagrody Literackiej Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy im. Korolenki za powieść „Kolor granatu, smak cytryny”. W roku 2021 podpisała oficjalny list działaczy kultury z całego świata popierający Memoriał. Po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę wyjechała do Monachium, jednak po pewnym czasie wróciła do Kijowa.
Kaligrafia, czyli kilka słów o historii wystawy.

Prawda nigdy nie leży na powierzchni. Wszystko, co możemy i próbujemy wyjaśnić, jest tylko płaską, prostolinijną, wysoce konwencjonalną projekcją zjawiska.


Czasy, w których żyjemy, pozostawiają coraz więcej wątpliwości. Wszyscy przeżywamy – w większym lub mniejszym stopniu – trudny okres historyczny, w którym, niestety, niewiele od nas zależy. W każdym razie zjawiska zewnętrzne. Nie prosiliśmy o to. Mówię o milionach ludzi uwikłanych w rzeczywistość wojny. Wielu poznało wojnę tylko z książek i filmów. I oto przytrafiła się wyjątkowa okazja, by doświadczyć, jak właściwie wygląda starcie dobra ze złem w najwyższym tego słowa znaczeniu.


Wojna. W wymiarze globalnym i prywatnym. Doświadczamy exodusu, inkwizycji, kolejnego końca epoki i początku następnej, w której nie sprawdzają się wszystkie dotychczasowe stereotypy i postawy. Musimy żyć metodą prób i błędów.

Nie wybraliśmy tego. Nie wybraliśmy też cierpienia, strachu, ciągłego niepokoju. Nie wybraliśmy utraty najlepszych z nas czy odejścia bliskich. Nie możemy unikać emocji, zagłuszyć ich przy pomocy pigułek i słów pociechy.


Jesteśmy zmuszeni je przeżyć. I to jest ważny, bardzo ważny moment. Jakimi wyjdziemy z tej próby? Z czym? Ze zdruzgotaną psychiką, z niezaleczoną traumą? Tak, to też. Ale może ktoś stanie się silniejszy? Odkryje swoją inną stronę? Inny sens?


Mniej więcej o tym jest moja Kaligrafia. Exodus, inkwizycja, nieskończoność i powtarzalność historii, tragizm i śmieszność, to, co żałosne i to, co wielkie. Ironia i sarkazm, litość i wielkoduszność. Balet i pantomima. Wyjście z Egiptu, Boska Komedia, Dante, Rabelais, Hoffmann i Swift. Procesja z pochodniami i ceremonia żałobna. Nakładające się na siebie rzeczywistości. Ludzie idący gęsiego w nieznanym kierunku i nieznanym celu, zwierzęta obładowane rzeczami, niewidzące oczy jednych i drugich. Otępienie i pustka.


Główna część „Kaligrafii” powstała w ciągu tygodnia. Reszta – to kręgi na wodzie.

Składam wielkie podziękowania dla warszawskiej artystki Małgorzaty (KUKI) Rittersschild za to, że udostępniła mi swoją piękną pracownię.

Historia to rzecz prosta. Niczego nie uczy


Zasady gry. Instrukcja.

Niczego się nie bójcie, bądźcie płodni i się rozmnażajcie. Kochajcie. W mękach rodźcie chłopców i dziewczynki. Im więcej, tym lepiej. Przecież kochacie dzieci, wychowujcie je w miłości. Dawajcie im to, co najlepsze, ubierajcie w czystą odzież. Jedzcie z pięknych naczyń, podłogi zaściełajcie dywanami, budujcie domy. Piszcie i czytajcie, mówcie w języku sąsiadów, dalekich i bliskich. Jedzcie i pijcie. Szanujcie ojca swego i matkę swoją, i będzie to wam policzone. Nie pożądajcie sprzętów bliźniego swego, ani żadnej rzeczy, która jego jest. Pieczcie chleby, malujcie obrazy, niech zdobią ściany. Przywykajcie do piękna. Nie zapominajcie o muzyce. I niczego się nie bójcie. Niech to będzie chłopiec i dziewczynka, chłopiec będzie podobny do matki, a dziewczynka do ojca, osłoda serca jego. A najlepiej niech będzie po dwoje – dwóch chłopców i dwie dziewczynki. I niech będzie jeszcze dziecko najmłodsze, niech ma na imię Dawid. Niech będzie dom, i sad, i dostatek. Dzieci niech chodzą czyste, niech się przyuczają. Niczego się nie bójcie, przechodziliśmy przez to. Koło domu posadźcie drzewo, niech to będzie jabłoń. Niech kwitnie i rodzi owoce, i tak przyjdą, zrąbią drzewo przy samej ziemi i zastrzelą waszego psa. Nawet starego i głuchego zastrzelą albo poderżną mu gardło. Ale mimo to niech będzie dom, jabłoniowy sad i stary pies, i dużo dzieci. Fortepian i książki, obrazy i dywany. Uprzedzano nas, ale nie wierzyliśmy. Zawsze znalazł się swój i obcy, ktoś wyciągał rękę, a ktoś jako pierwszy wchodził do opustoszałego domu i wynosił książki, obrazy, naczynia, dywany, wszystko co zostało po. Tak było, jest i będzie. Życie jest piękne. Zawsze znajdzie się ten, kto wskaże drogę mordercy, kto zatrzaśnie okno, gdy będziemy mordowani. Dziś jesteście sąsiadem, jutro ofiarą. Dziś jesteście jabłonią, jutro jej owocem. Niczego się nie bójcie. Wyżynano nas, duszono, szczuto; ukrywaliśmy się, uczyliśmy się chować i uciekać, uczyliśmy się, jak przeżyć. Gdy nasze dzieci uczą się nut, ćwiczą palce, tamci też je ćwiczą. Obserwują nas, nie, nie z oddali, są zawsze obok. Znamy ich twarze, czasem siedzimy przy jednym stole, a nasze dzieci bawią się w te same zabawy. Tak było, jest i będzie. Rozsiądźcie się na długo, jakbyście byli tu mile widziani, nie opowiadajcie zbyt wiele, nie szukajcie znaków, nie wypowiadajcie słów „rzeź” i „pogrom”. Niech lepiej się śmieją i wierzą w dobro, niech chodzą prosto i będą wolni od waszych łez, wspomnień, zawodzeń, waszego strachu. Niech myślą, że są pożądani zawsze i wszędzie. Niech bawią się ze starym psem w ogrodzie i otwierają bramę wchodzącemu. Niech patrzą prosto, nie opuszczają głowy, nie uginają kolan. Niech jabłoń daje owoce, a na stole niech będzie wino radości. Nie mówcie „tak” i „nie”, czerni nie noście, drzwi nie zamykajcie. Nie wierzyć plotkom. To wasz dom, to jabłoniowy sad, to jego owoce. A to stary pies. Tak było, jest i będzie. Dziewczynka i chłopiec, niech najmłodszy nosi imię Dawid. Niczego się nie bójcie, gdy nakrywacie do stołu, oni już idą. Bramy nie zamykać, plotkom nie wierzyć. Pies jest najedzony i od dawna nie pamięta zapachu krwi.

Zapiski z dziennika

Zabijanie o piątej rano, a także o szóstej – to szczególna sztuka. Gdy oni śpią, my pracujemy. Odrabiamy zadanie. Po prostu pracujemy, lepiej nam nie przeszkadzać, piąta rano to najwłaściwszy czas – cel jest osłabiony, nie może się ukryć, uciekać, zwłaszcza jeśli na rękach ma dziecko albo to staruszek, staruszek i tak nigdzie nie dojdzie, dziecko zdenazyfikujemy, gdy będzie spało, zdenazyfikujemy jego matkę i ojca, sąsiada, kanarka i psa, uczono nas robić swoje, o piątej rano najlepiej, nikt nie przeszkadza, tylko poranne ptaki z jakiegoś powodu krzyczą, z reguły krzyczą o świcie, w ogóle nigdy właściwie nie wiesz, czyje to ptaki, z czyich jezior przylatują, w jakim języku krzyczą, ale dowódca powiedział, że mamy dziś robotę, zdaje się, że słyszałem krzyk, albo jęk, albo wycie, być może, mocno spałem, i nie mogłem się obudzić, ale o piątej rano albo o szóstej, a może nawet o siódmej, słyszałem, jak płacze dziecko, i kogoś woła, w jakim języku, przecież ich już zdenazyfikowaliśmy, misja wypełniona, tak powiedział dowódca, czysto i starannie, tylko z jakiegoś powodu ptaki krzyczą, ni to „mama”, ni to „ratuj”, ale od dawna nie pamiętam, co to znaczy, nie powinienem tego wiedzieć, w ogóle nie zrozumiem, o czym wy do mnie mówicie, ja tylko pracuję, to dobre pieniądze, nie, nie wojna, w ogóle o tym nie wiedziałem, siostrzyczce łańcuszek, pierścionki, bratankowi sneakersy, czy to dobry rozmiar, się zastanawiam, czy nie będą cisnąć, ale myślę, że dla piętnastolatka będą w sam.


Kijów
wrzesień 2022

***

Historia to rzecz prosta. Zakładacie słuchawki, wybieracie język, a głos mówi wam: proszę przejść do następnej sali, proszę skręcić w prawo. Po skręceniu w prawo zwalniacie krok, dostosowując się do niespiesznego tempa audioprzewodnika, rozglądacie się, wpatrujecie w mapy, makiety, fotografie i podpisy do nich, posłusznie, wczuwając się w rolę zaledwie obserwatora, utrwalacie ogół cyfr, dat, historię trzeba znać, na przykład te śmiejące się nastolatki powinny znać historię, aby, scalając fragmenty, dopasowując daty, oglądając się za siebie (dosłownie – do poprzedniej sali) wyławiać pewną prawidłowość wydarzeń.

Idźcie dalej, zróbcie przerwę, odwiedźcie restaurację między piętrami, weźcie głębszy oddech, ponieważ następna sala będzie niełatwa i, być może, zabraknie wam powietrza.

Widzicie, jak nisko lecą myśliwce, słyszycie ten huk? To właśnie ta sala, co do której nas uprzedzano, ale dwie sale wcześniej grał patefon czy coś w tym stylu, rozlegały się szczebiot, beczenie, rozlewało się tam mleko i miód, zaplatane były, układane w koronę albo koszyczek warkocze, dzieci tam grały w klasy, wskakiwano na schodek tramwaju, i wiecie, to się kompletnie nie składa w żadną prawidłowość.

A oto już rozpięty ekran, słowo „Anschluß” pojawia się na nim, i się kurczycie, choć to tylko sala kinowa, można z niej uciec do sąsiedniej sali, ale i tam, z czego zdajecie sobie sprawę, nie ma ratunku, jest pewna gęstość, zgęszczenie, ilość materiału przekracza nasze możliwości, wszystkie te zdjęcia, listy, wycinki z gazet, głosy, właśnie w tych zakurzonych pudełkach były przechowywane, żeby trafić pod szkło, na poziomie waszych oczu, a wy nie odwracacie wzroku, przecież po to tu przyszliście, żeby patrzeć i zapamiętywać, żeby widzieć to, co było dziesiątki raz widziane – wyszytą gwiazdę Dawida na białej opasce, drepczącą pokorną staruszkę, jej nogi, jej plecy, węzełek w ręku, dzieci, idące obok, liche paltko, zsunięte w harmonijkę pończochy albo skarpetki.

Albo tę dziewczynkę o marzycielsko zmrużonych brązowych oczach: wspaniała wstążka we włosach, niedbała poza, pewna wyższość w kącikach ust, tak uśmiechają się uwielbiane rozpieszczone dziewczynki, choć chłopcy też.
Wszyscy jeszcze siedzą przy stole, a świat zdaje się być stabilny: świecznik, radioodbiornik, stojące na pulpicie nuty, przytłumione miękkie światło, można się nim otulić, ogrzewając na zapas, na całą warszawską mroźną zimę.
Proszę przejść do następnej sali – słyszycie – przypatrzcie się detalom. I, tracąc oddech, brniecie za drepczącą staruszką, za idącymi gęsiego dziećmi, nawiasem mówiąc, w każdym momencie możecie, usprawiedliwiwszy się zmęczeniem, wyjść, nie oglądając się za siebie.

Ale jednak idziecie, prześlizgując się wzrokiem po listach, które nigdy nie będą przeczytane, po zdjęciach, które od razu zapomnicie, po rozpiętym ekranie to z jednej, to z drugiej strony, idziecie, już się nie sprzeciwiając, ponieważ to wciąż tylko przewodnik, audioprzewodnik, a nie sfora psów, nie żywy człowiek, poganiający was kulą albo pałką, i zawsze możecie się zatrzymać, uspokoić oddech, być może to iluzja, ponieważ nagle, rozbiegacie się, uderzacie o ścianę, rozbijacie je czołem, nie mogąc złapać oddechu z powodu nieodwracalności przeszłości, nieuniknioności przeszłości, ale dziękuje się wam za poświęcony czas, jakieś kilka godzin, i huk myśliwców zostawiacie za sobą, w jednej z ciemnych sal, a dziewczyny, nastolatki, śmiejąc się, oddają słuchawki, narzucają kolorowe kurteczki, i nagle dostrzegacie, że jedna z nich zamiast nogi ma protezę, ale z nie z mniejszą gracją niż jej koleżanki wchodzi po schodach i uśmiecha się kącikami ust, przeczuwając życie.

Warszawa
10.02.2023
Fragment książki „Popiół czerwonej krowy”. Przełożyła Agnieszka Sowińska