MEMORIAŁ POTRZEBUJE TWOJEJ POMOCY
Ajsza Astamirowa o protestach i ślubie z Michaiłem Krigerem w kolonii karnej
4 lipca 2024 roku w Moskwie miało miejsce rozpatrzenie skargi kasacyjnej w sprawie Michaiła Krigera, aktywisty i członka zarządu Podmoskiewskiego Memoriału, skazanego na siedem lat kolonii karnej za posty na Facebooku. W kolonii Michaił poślubił Ajszę Astamirową, również członkinię Podmoskiewskiego Memoriału. Rozmawialiśmy z Ajszą o jej doświadczeniach związanych z działalnością i protestami, o areszcie i uwięzieniu Michaiła, i o tym, jak pozostać sobą i nie zniechęcać się.
Ajsza Astamirowa, zdjęcie: Aleksandra Astachowa
– Może Pani trochę o sobie opowiedzieć? Gdzie się Pani urodziła, w jakich miejscach Pani mieszkała?

– Jestem Czeczenką, pochodzę z miejscowości w Azji Środkowej, w której mieszkali kaukascy górale. Pierwszy raz przyjechałam do Moskwy w latach 80. Jestem geolożką, dlatego zmieniałam miejsce pobytu, koniec końców zostałam tu w 1984 roku, gdy rozpoczęłam dzienne studia. Skończyłam je, wyszłam za mąż, urodziłam syna. Gdy odbierałam dyplom, kraj się rozpadał, a ja mocno zachorowałam. Trzeba była zostać w Moskwie.

Na tle tego wszystkiego toczyły się dwie wojny czeczeńskie. Moi krewni, podobnie jak ja, opuścili Azję Środkową, wyjechali na Kaukaz. Nie miałam z nimi kontaktu. Jak ich szukać, gdzie – nie było wiadomo. Niemal do 2008 roku żyłam w niewiedzy. A kiedy już ich szukałam, za pośrednictwem Ani Karetnikowej poznałam kobietę o niemal identycznym nazwisku. Moje to „Astamirowa”, jej – „Estemirowa”. Przychodziła do nas na protesty, byliśmy znajomymi. A później, gdy ją zabito, okazało się, że właśnie ona – Natalia Estemirowa – jest moją daleką kuzynką. Przez nią mogłabym znaleźć swoich krewnych już kilka lat wcześniej. W ich rodzinie byli nie tyle rewolucjoniści, co aktywiści, i gdy głowę rodu aresztowano jeszcze w latach 20., jego żona dała dzieciom swoje panieńskie nazwisko, by nie były represjonowane.

O swoim pradziadku wiem, że też go aresztowano. Bracia próbowali znaleźć jakieś informacje, ale niewiele się dowiedzieli. Za co go zamknęli, co się z nim stało – nie wiadomo.

W jaki sposób zaczęła się Pani aktywna działalność?

– Chodziłam na wiece, rozdawałam ulotki, obdzwaniałam ludzi. Zawsze byłam przeciwna wojnie – przeciwna wszystkiemu, co złe, a za tym, co dobre. Czyli kiedy nie gnębi się słabszych, kiedy nie wsadzają za słowa, kiedy nie wymyślają paragrafów za byle co.

I tak się wciągnęłam. Później, gdy zaczęła się druga wojna w Czeczenii, przez rok się zastanawiałam, wychodzić czy nie. Bałam się stać i pikietować. Wiece odbywały się na Puszkińskiej, pod McDonaldem na skwerku. Po zamachu na Dubrowce pojawili sie tam Misza Kirger i Anna Karetnikowa. Ja przyszłam później. Ciągle chodziłam w strachu, później przestałam się bać.

Co pomogło pokonać strach?

– Nie wolno ciągle się bać. Ja zawsze byłam narażona. W tym czasie mój syn był zameldowany w Moskwie u swojego ojca, a ja dla byłego męża byłam już nikim, dlatego też nie miałam meldunku. A później w dodatku ukradli mi dokumenty. Bez dowodu i meldunku byłam nikim – Czeczenka, i to jeszcze bez papierów. Pewnego razu w końcu mnie zatrzymano, całkowicie przypadkowo, i milicjanci bardzo się cieszyli, że złapali Czeczenkę.

Całe dzieciństwo i młodość wstydziłam się swojej narodowości. Gdy zaczęła się tamta wojna, byłam razem z przyjaciółmi-geologami. I jeden dobry znajomy, który nawet się do mnie zalecał, a być może nie wiedział, kim jestem, mówił mi, że wszyscy Czeczeni to podli oszuści i trzeba ich zabijać.

Nie miała Pani związków z Czeczenią?

– W mojej miejscowości wszyscy byli przesiedleńcami. Ale mi nawet do głowy nie przyszło, że my też zostaliśmy przesiedleni, nie wiedziałam tego! W szkole nauczycielka matematyki coś o tym wspominała, ale nie odniosłam tego do siebie. W domu się o tym nie mówiło.

Matka pochodzi z rodziny mieszkającej wcześniej w górach, ale wychowała się w Azji Środkowej. Przesiedlono ich w 1943 roku. Ojciec miał 15 lat. Matka podobnie. Po roku czy dwóch już pracowali na kombinacie. Kombinat rtęciowy wraz z całym wyposażeniem przeniesiono z Ukrainy, i jego załoga też była w dużej mierze ukraińska.

Tak, rodzice chcieli wrócić na Kaukaz, i pod koniec lat 50. pojechali sami, bez zezwolenia. Tam też, w Czeczeńsko-Inguskiej Autonomicznej Socjalistycznej Republice Radzieckiej w 1961 roku urodziłam się ja. Ale z pracą było ciężko i rodzice wrócili do miejscowości Chajdarkan w Obwodzie oszyńskim w Kirgistanie. Dlatego ja zawsze byłam „poza”.

Gdy zaczęła się pierwsza wojna [czeczeńska], odczułam, że jest to niesprawiedliwość, i to nie tylko dlatego, że działo się to w Czeczenii. Zawsze byłam przeciw Jelcynowi i niczego dobrego się po nim nie spodziewałam, a wojna tylko potwierdziła mój stosunek do niego. Referendum, rozstrzelany parlament, i tu jeszcze od razu Czeczenia.
Michaił Kriger podczas rozprawy sądowej, 17 maja 2023 roku, zdjęcie: Daria Korniłowa
Jak poznała Pani Michaiła Krigera?

– Podczas demonstracji. Mniej więcej od 2003 roku [zaczęłam chodzić na protesty], a on pół roku wcześniej. Wówczas robiłam sporo transparentów na wiece i demonstracje. Długo się znaliśmy, przyjaźń zacieśniła się po sześciu czy siedmiu latach: ja, Ania Karetnikowa i Misza. Misza jest taki wesoły, ciągle śpiewa. I powolutku, powolutku… Często spotykaliśmy się u Karetnikowej. I wszystkie zimowe wieczory spędziliśmy razem.

Jak zapamiętała Pani aresztowanie Michaiła?

– Gdy zaczęła się wojna, nie myślałam o ryzyku i na samym początku bardzo ostro wypowiadałam się w social mediach. Na początku się nie bałam. Ale potem zaczęłam.

Gdy zatrzymali go po raz pierwszy, byliśmy w mieszkaniu. Wtedy przed 9 maja 2022 roku zatrzymywali aktywistów. Pukają do drzwi. Mówię „Idź, otwórz”. On: „Popukają i pójdą”. Nawet nie pomyśleliśmy, że przyszli z zamiarem aresztowania. Otworzyłam, on również wyszedł, i od razu rzucili się na niego. Mówię „Czemu go szarpiecie, dajcie mu włożyć buty, ubrać się!”. Zatrzymali go, zabrali z mieszkania, i od razu zrobiło się pusto.

Potem w lecie zatrzymywali go jeszcze kilkukrotnie. W aucie Misza miał plakaty, że Nawalny to jego prezydent, i tym podobne. Razem z córką byłyśmy zdania, że lepiej z tymi plakatami teraz nie jeździć, znajdą, zatrzymają, i będzie problem. A przecież na daczy jest malutki wnuczek. Potem zabrał z auta te plakaty i zatrzymania ustały.

A później… Mieliśmy właśnie jechać na daczę – zakręcić wodę, przygotować wszystko przed zimą. Nagle dzwoni telefon i pada wiadomość, że Miszę zatrzymali. To było w listopadzie [2022 roku]. Zatrzymali go w pracy, gdy rozładowywał samochód. Ktoś w kawiarni obok zobaczył, jak ludzie w kominiarkach kogoś zatrzymują. Córka szybko pojechała do mieszkania po psa. Zdążyła. Wyszła, wsiadła do auta – i od razu przyjechali na przeszukanie. Zaraz obok jest posterunek policji. I ci ludzie już stali, czekali, gdzieś dzwonili.

Wszystko wyglądało na to, że go zatrzymają. Biorą się za jednego, drugiego, trzeciego – i to za nic. Gdyby poczytać facebookową tablicę Miszy, to od razu znalazłoby się parę paragrafów. Właśnie zatrzymali Artema [Krigera, bratanka Michaiła], przypisano mu związki z Fundacją Walki z Korupcją, ale gdzie on i Fundacja Nawalnego? Dziwny powód do zatrzymania.

Co Pani robiła, o czym Pani myślała przez pierwsze dni po tym zatrzymaniu?

– Od razu zrozumiałam, że areszt będzie długi. I od razu pojawiło się uczucie pustki i samotności, tak jak wtedy, w maju. Od razu było wiadomo, że go już nie wypuszczą.

O czym myślałam? Po pierwsze o tym, by się dowiedzieć, gdzie on jest i co z nim, zrobić pierwszą paczkę, znaleźć leki, w ogóle znaleźć cokolwiek w tym przewróconym do góry nogami mieszkaniu. Ten miesiąc to była ciągła krzątanina. Jak w śnie. Przecież jeszcze wtedy nie byłam oficjalnie jego żoną. A do sądu przywożono go z jakiegoś powodu tylko po szóstej wieczór, gdy ludzie do sądu już nie są wpuszczani. Więc staliśmy przed budynkiem.

Udało się zobaczyć Michaiła?

– Nie, zobaczyłam go dopiero w maju 2023 roku, gdy zaczął się proces. I jeden raz online. A raz nie zdążyłam na rozprawę – pracowałam dodatkowo. Pracuję na nocne zmiany, zazwyczaj kończę rano, o szóstej, ale tym razem musiałam zostać do dziewiątej. Myślałam, że jak zwykle, będą przeciągać sprawę i przywiozą go dopiero w drugiej połowie dnia. Ale nie, przywieźli jak należy, o 11. Po 15 minutach było po wszystkim. Przyjechałam, kiedy więźniarka już go zabrała.

Pisaliśmy do siebie. Listy chodzą normalnie. On dużo koresponduje, czasem muszę czekać na odpowiedź.
Ajsza Astamirowa i Michaił Kriger biorą ślub w kolonii karnej, zdjęcie: Aleksandra Astachowa
Niedawno wzięliście ślub. Jak się to odbyło?

– W areszcie śledczym było ciężko. Napisaliśmy podanie – „zapraszamy za miesiąc”. Przychodzisz po miesiącu, i okazuje się, że podanie nie takie jak należy, kolejny miesiąc, i znowu coś tam nie pasuje. Prawie rok upłynął nam w ten sposób. W końcu wszystko załatwiliśmy, zanieśliśmy do urzędu, wybraliśmy datę – i przenieśli go gdzie indziej. A w kolonii karnej zezwolenie na ślub załatwiliśmy w ciągu jednego dnia.

Wszystko poszło zwyczajnie. Na początku z urzędniczką poszliśmy do komendantury. Tam wyciągnęli teczkę Miszy, otworzyli na odpowiedniej stronie i pokazali, gdzie przybić pieczątkę i wpisać nowy stan cywilny. Później z tej samej teczki, z osobnej przegródki, wyciągnęli dowód Miszy i tam też przybili pieczątkę. Potem z urzędniczką wróciliśmy do kolonii, do pokoju, gdzie przyjmują przesyłki. Pół godziny później przyszedł Misza w towarzystwie oficera.
I w tym okienku przesyłek oznajmiłyśmy mu, że jest teraz żonatym mężczyzną, i powinien złożyć swój podpis na dokumencie. Wsunęłyśmy papier przez okienko, Misza go podpisał. Pozwolili nam potrzymać się za ręce. I tyle. Bardzo prosili, by nie robić zdjęć tego okienka ani ludziom w nim.

Powinniśmy mieć trzydniowe widzenie. Ale kiedy przyszłam i oddałam telefon, w torebce została mi stara Nokia, której po prostu nie zauważyłam i nawet nie wiedziałam, że tam jest. I kiedy prawie przeszłam przez ostatnią kontrolę, w torebce znaleźli tę Nokię i powiedzieli „Do widzenia”. Tak trzydniowe widzenie przez stary telefon nie doszło do skutku. Widzieliśmy się tylko przez okienko.

A będzie jeszcze taka szansa?

– Obliczyliśmy, że następne dłuższe widzenie powinno być w połowie lub pod koniec sierpnia. Oczywiście, jeśli pozwolą. Niedawno był dzień otwarty – można było przyjechać, i jak każdy spędzić dzień w kolonii. Ale Miszy z jakiegoś powodu nie pozwolili na wizytę bliskich.

Więc nie zapeszajmy. Ale należą się cztery dłuższe widzenia w ciągu roku, i będziemy się starali je wykorzystać. Można też przyjechać, siąść za szybą i porozmawiać przez telefon dwa razy w miesiącu. Ale gdy jestem z psami na daczy, trudniej to zorganizować. Trzeba zostawić psy same, droga do Moskwy to co najmniej trzy godziny.

Myślała Pani, by wyjechać z Rosji?

– No cóż, mam pięć starych psów. Jeden czarny średni terier, jeden duży kundel podobny do owczarka, choć to nie owczarek. I dwa takie z krzywymi nogami. I rosyjski toy terier. Do tego kot i kotka, przybłędy. Na działce jest też łasica, ale jej prawie nie widać. Tylko raz udało się ją zobaczyć. Dopóki są one, nie mogę się nigdzie ruszyć. Chciałabym gdzieś wyjechać, może na Północ, z jakiegoś powodu mnie tam ciągnie.

Wszyscy się porozjeżdżali. Ktoś siedzi w więzieniu, ktoś wyjechał. A my sami żyjemy jak w podziemiu. W rodzinie mojego syna wszyscy są raczej „za”. Znamy swoje poglądy i dlatego na ten temat nie rozmawiamy, by nie się pokłócić. Podobnie ze znajomymi z uczelni. Mamy dość bliski kontakt. Studiowałam w Moskiewskim Instytucie Geologicznym. Było demokratycznie, mile widziana była wolność myśli i ogólnie wolność. Profesorowie mówili „Tam, gdzie będziecie pracować, nikt za was niczego nie zdecyduje i nie będzie nikogo do pomocy, dlatego powinniście umieć myśleć niestandardowo i znajdować prawidłowe rozwiązanie w każdej sytuacji”. Spośród nas szczerych Z-idiotów jest jeden, może dwóch. Reszta się nie przyznaje, ale poglądy wielu są normalne.

Chcemy zadać takie podsumowujące pytanie. Jak Pani myśli, dlaczego teraz ważne jest, by się nie zniechęcać, gdzie znaleźć nadzieję, jak się nie poddawać?

– Ten koszmar nie może wiecznie trwać. Być może ten marazm będzie jeszcze przez pięć lat, ale dłużej nie pociągnie. Ale w jakim stopniu przez ten czas zniszczeniu ulegną ludzkie mózgi i moralność?

Jest bardzo wielu ludzi z podstawowymi brakami, takich, którzy niczym się nie interesują. Moja chata z kraja, grunt by mnie nie ruszali, a cała reszta niech płonie. Jak błoto. Mój syn niby nie jest głupi, wkrótce skończy 40 lat, a gada takie głupoty.

Dlatego też trzeba starać się zachować zdrowy rozsądek i w jakiś sposób oddziaływać na bliskich. Wspierać tych, którzy myślą podobnie, a innym starać się tłumaczyć na wszelkie możliwe sposoby, że to wszystko co się dzieje, nie jest normalne. My swoje już przeżyliśmy. Ale młodzi muszą jeszcze żyć.

Michaił Kriger (ur. 1960) – rosyjski działacz społeczny i polityczny. Po inwazji Rosji na Ukrainę wystąpił z ostrą krytyką Kremla. Został aresztowany w listopadzie 2022 roku m. in. pod zarzutem „usprawiedliwiania terroryzmu”. W maju 2023 roku skazany na 7 lat kolonii karnej.

Stowarzyszenie Memoriał uznaje Michaiła Krigera za więźnia politycznego.

Ajsza Astamirowa w wywiadzie dla Międzynarodowej Asocjacji Memoriał, przetłumaczył Michał Gutkowski