Opowiada Aleksandr Murtazajew:
"Mój tata jest Tatarem Krymskim urodzonym w Uzbekistanie. Ja dorastałem w Moskwie, i do 2014 roku moja świadomość bycia Tatarem Krymskim znajdowała się na samym końcu – tam, gdzie reszta ważnych, ale jeszcze nieprzemyślanych kwestii o sobie samym. Nie oznacza to bynajmniej, że nic nie wiedziałem o Tatarach Krymskich. Wręcz przeciwnie – ta wiedza była czymś oczywistym.
Po raz pierwszy usłyszałem o deportacji, gdy byłem dzieckiem, w czasie jednej z wizyt u dziadków na Krymie, to było w salonie z dywanami na ścianach, w białym domku na przedmieściach Aqyaru [krymskotatarska nazwa Sewastopola]. Teraz trudno mi sobie przypomnieć, co dokładnie usłyszałem tamtego dnia. O wiele lepiej pamiętam to, co mi się przyśniło następnej nocy, tak jakby coś w samym środku mojego dziecięcego mózgu przetworzyło te świadectwa i przybiło w mojej świadomości jakąś pieczątkę, że nigdy o tym nie wolno zapomnieć.
Śnił mi się stwór, którego czarne skrzydła objęły mój dom. Dał mi on kwadrans na spakowanie się, w pośpiechu chwytam jakieś niepotrzebne graty. Dokładnie po 15 minutach, które wydawały się chwilą, stwór bierze mnie na swój kark i unosi w niebo. Ma zimne i śliskie łuski, z każdym uderzeniem jego skrzydeł osuwam się na kraj, doskonale zdając sobie sprawę, że nie przeżyję. Czuję, jak nogi mi się ześlizgują z łusek, szamoczę się i przerażony budzę się, bo uderzyłem głową o ścianę sypialni.
Kiedy opowiedziałem o tym śnie tacie, on bez emocji rzucił: „Nic dziwnego, przecież opowiadaliśmy ci wczoraj o deportacji”.
Dla Tatarów Krymskich pamięć o deportacji i późniejszych prześladowaniach jest zarówno historią narodu, jak i historią rodziny, niegojącą się raną, która zaczyna krwawić z każdą kolejną falą aktualnych represji na Krymie. Każda rodzina ma własną historię deportacji, i im więcej ich poznajesz, tym mocniej pamięć rodzinna splata się z całościowym obrazem tragedii.
Brat prababci, rozstrzelany na miejscu za próby sprzeciwu podczas deportacji. Pradziadek, w 1945 roku wracający z niewoli na opustoszały Krym, dokąd go nie wpuszczono. Jego długie poszukiwania rodziny w Uzbekistanie i przydział wojskowej racji żywnościową tym, którzy zdołali przeżyć. Zmarłe z głodu dzieci, o których dziadek nie może mówić bez łez. Potajemna nauka języka. Tata i dziadek chowający się na balkonie, podczas gdy dom przeszukiwało KGB. Potrzebowałem czasu, żeby połączyć przekazywane wewnątrz rodziny świadectwa ze skalą ludobójstwa (Tatarzy Krymscy wzywają do uznania deportacji za ludobójstwo, co już zrobiły Ukraina, Litwa, Łotwa i Kanada, planują to zrobić także Czechy). Dlatego niesamowicie ważna jest dla mnie fundacja Aleksandra Ławuta, z którą pracowałem w archiwum Memoriału: dokumenty, związane z krymskotatarskim ruchem narodowym oraz świadectwa narodowego sprzeciwu umożliwiły mi zrozumienie, gdzie w tym wszystkim była moja rodzina i moja historia.