MEMORIAŁ POTRZEBUJE TWOJEJ POMOCY
Mowa końcowa Olega Orłowa "Niczego nie żałuję i za nic nie przepraszam"
ilustracja: Wiktoria Popowa

26 lutego, w moskiewskim sądzie dzielnicy Gołowino odbyła się trzecia rozprawa „powtórnego” procesu współprzewodniczącego Centrum Obrony Praw Człowieka „Memoriał” Olega Orłowa dot. „ponownej dyskredytacji”. Na rozprawie miały miejsce mowy końcowe. Prokuratura żądała dla Orłowa 2 lat i 11 miesięcy pozbawienia wolności. Krótkie streszczenie wystąpienia mecenas Tertuchinej można przeczytać tutaj.


Oleg Orłow odmówił uczestnictwa w niepraworządnym procesie. Jak wielu dysydentów epoki radzieckiej zrezygnował z obrony w sądzie, nie wnioskował o powoływanie świadków i biegłych i zabronił składania takich wniosków swojej pełnomocniczce. Zostawił sobie jedynie prawo do mowy końcowej.

Mowa końcowa Olega Orłowa

"W dniu, w którym rozpoczął się ten proces, Rosją i światem wstrząsnęła straszna wiadomość o śmierci Aleksieja Nawalnego. Wstrząsnęła także i mną. Myślałem nawet, żeby zrezygnować z mowy końcowej. Czy w ogóle warto mówić coś teraz, kiedy wszyscy wciąż jeszcze jesteśmy w szoku wywołanym tą informacją? Ale potem pomyślałem, że to wszystko ogniwa jednego łańcucha – śmierć, a dokładniej, zabójstwo Aleksieja, sprawy sądowe przeciwko innym krytykom reżimu, w tym również przeciwko mnie, zduszenie wolności w kraju, inwazja wojsk rosyjskich na Ukrainę. Dlatego zdecydowałem się jednak coś powiedzieć.

Nie popełniłem przestępstwa. Jestem sądzony za artykuł prasowy, w którym określiłem panujący w Rosji ustrój polityczny mianem totalitarnego i faszystowskiego. Artykuł został napisany ponad rok temu. Niektórym moim znajomym wydawało się wtedy, że przesadzam.

Teraz doskonale jednak widać, że nie było w tych określeniach przesady. Władza w naszym kraju znów kontroluje nie tylko życie społeczne, polityczne i gospodarcze, ale dąży też do pełnej kontroli kultury, nauki, ingeruje w życie prywatne. Państwo staje się wszechogarniające.

W ciągu trochę ponad czterech miesięcy, które minęły od końca mojego pierwszego procesu w tym samym sądzie, doszło do wielu wydarzeń pokazujących, jak szybko nasz kraj coraz głębiej pogrąża się w tym mroku.
Wymienię kilka wydarzeń, rozmaita jest ich waga i rozmaity tragizm:
- w Rosji zakazane są książki wielu współczesnych pisarzy rosyjskich;
- zakazany jest nieistniejący „ruch LGBT”, co w praktyce oznacza bezczelne mieszanie się państwa do życia prywatnego obywateli;
- w Wyższej Szkole Ekonomicznej abiturienci nie mogą cytować „agentów zagranicznych”. Dzisiaj abiturienci i studenci zanim poznają przedmiot, powinni poznać i zapamiętać listę „agentów zagranicznych”;
- znany socjolog i lewicowy publicysta Boris Kagarlickij został skazany na pięć lat pozbawienia wolności za kilka słów o wojnie w Ukrainie, które nie wpisują się w oficjalny nurt;
- człowiek, którego propagandziści nazywają „narodowym liderem” wypowiadając się o wybuchu drugiej wojny światowej, publicznie mówi tak: „jednak to Polacy zmusili, przeholowali i zmusili Hitlera do rozpoczęcia drugiej wojny światowej właśnie od ich kraju. Dlaczego wojna zaczęła się akurat w Polsce? Ponieważ Polska okazała się niezdolna do negocjacji. Hitler nie miał innego wyjścia, jak zacząć właśnie od Polski”.

Jak należałoby nazwać ustrój polityczny, w którym dzieje się wszystko to, co właśnie wymieniłem? Według mnie odpowiedź jest jasna. Niestety, w tamtym artykule miałem rację.

Zabroniona jest nie tylko publiczna krytyka, lecz wszelkie niezależne opinie. Kara może przyjść za działalność, zdawałoby się, w ogóle niezwiązaną z polityką czy krytyką władz. Nie ma dziedziny sztuki, w której możliwy byłaby wolność wyrazu artystycznego, nie ma wolnej akademickiej humanistyki, nie ma też już więcej życia prywatnego.
Teraz powiem kilka słów o zarzutach wytoczonych przeciwko mnie i wytaczanych na wielu podobnych procesach wobec tych, którzy tak jak ja, występują przeciwko wojnie.

Na samym początku tego procesu zrezygnowałem z uczestniczenia w nim i dzięki temu miałem możliwość w czasie rozpraw przeczytać powieść Franza Kafki „Proces”. Rzeczywiście, nasza dzisiejsza sytuacja i sytuacja, w której znalazł się kafkowski bohater, mają wiele wspólnego – to absurd i samowola pod płaszczykiem zachowania pseudoprawnych procedur.

Jesteśmy oskarżani o dyskredytację bez wyjaśnienia, czym ona jest i czym różni się od legalnej krytyki. Jesteśmy oskarżani o rozpowszechnianie fałszywych informacji, ale nie zadano sobie trudu, by wykazać, co właściwie jest fałszem. Dokładnie w ten sam sposób działały władze radzieckie, nazywając fałszem jakąkolwiek krytykę. Nasze próby wykazania prawdziwości informacji są uniemożliwiane pod groźbą kary. Oskarża się nas o to, że nie popieramy poglądów, które władze uznają za właściwe, a to wszystko w kraju, w którym nie powinno być żadnej ideologii państwowej. Wydaje się na nas wyroki za to, że mamy wątpliwości, czy napaść na sąsiedni kraj służy podtrzymaniu pokoju i bezpieczeństwa.
Absurd.

Bohater Kafki do końca powieści nie wie nawet, o co jest oskarżony, ale mimo to zostaje skazany i zabity. Z kolei nam w Rosji przedstawia się zarzuty, ale zrozumieć ich pozostając w ramach prawa i logiki się nie da. A jednak, w przeciwieństwie do bohatera Kafki, rozumiemy, za co w rzeczywistości jesteśmy zatrzymywani, sądzeni, aresztowani, skazywani, zabijani. Za to, że pozwalamy sobie na krytykę władzy. W dzisiejszej Rosji to rzecz całkowicie zakazana.

Deputowani, śledczy, prokuratorzy i sędziowie nie mówią tego otwarcie. Ukrywają to pod absurdalnymi i nielogicznymi formułami tak zwanych praw, aktów oskarżenia i wyroków. Ale tak jest.

Obecnie w koloniach i więzieniach powoli zabijani są Aleksiej Gorinow, Aleksandra Skoczilenko, Igor Barysznikow, Władimir Kara-Murza i wielu innych. Są mordowani za to, że protestowali przeciw rozlewowi krwi w Ukrainie. Za to, że chcą, by Rosja była demokratycznym, rozwijającym się państwem, które nie stanowi zagrożenia dla innych.
W ostatnich dniach ludzi wyłapywano, karano, a nawet pozbawiano wolności tylko za to, że przyszli pod pomniki ofiar represji politycznych uczcić pamięć zabitego Aleksieja Nawalnego – wspaniałego, odważnego, uczciwego człowieka, który w nieprawdopodobnie ciężkich, specjalnie stworzonych dla niego warunkach, nie tracił optymizmu i wiary w przyszłość naszego kraju. Oczywiście było to zabójstwo, niezależnie od konkretnych okoliczności tej śmierci. Władza walczy nawet z martwym Nawalnym, boi się go nawet martwego – i dobrze, że się boi. Niszczone są powstające spontanicznie miejsca jego pamięci. Ci, którzy to robią, mają nadzieję, że w ten sposób uda się osłabić ducha tej części rosyjskiego społeczeństwa, która wciąż czuje odpowiedzialność za swój kraj. Niech się nie łudzą.

Pamiętamy wezwanie Aleksieja – „Nie poddawajcie się!”. Od siebie dodam: i nie upadajcie na duchu, nie traćcie nadziei. Przecież prawda jest po naszej stronie. Ludzie, którzy doprowadzili nasz kraj do tego, czym obecnie jest, okażą się nędznym przeżytkiem, odeją w niebyt. Nie mają wizji przyszłości, a zaledwie fałszywe obrazy przeszłości, miraże o „imperialnej potędze”. Ciągną Rosję w tył – w stronę antyutopii, którą Władimir Sorokin opisał w „Dniu oprycznika”. A my żyjemy w XXI wieku, do nas należą teraźniejszość i przyszłość, i to jest podstawa naszego zwycięstwa.
Kończąc swoje wystąpienie – dla wielu zapewne nieoczekiwanie – chcę zwrócić się do tych, którzy pracują na rzecz podtrzymania aparatu represji. Do urzędników państwowych, funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa, sędziów, prokuratorów.

Przecież wszystko doskonale rozumiecie. Nie wszyscy z was z przekonaniem popierają represje polityczne. Czasem żałujecie tego, co musicie robić, ale mówicie sobie: „co ja mogę? Ja tylko wykonuję polecenia. Prawo to prawo”.
Zwracam się do Was, Wysoki Sądzie i do reprezentanta prokuratury. Nie boicie się? Nie boicie się patrzeć, czym staje się nasz kraj, który z pewnością kochacie? Nie boicie się, że w tym absurdzie, w tej antyutopii, być może przyjdzie żyć nie tylko wam i waszym dzieciom, ale i, nie daj Boże, wnukom? Czy nie przychodzi wam do głowy oczywista przecież myśl, że represje mogą prędzej czy później dotknąć i tych, którzy sami je rozpętali? W historii zdarzało się to wielokrotnie.
Powtórzę to, co mówiłem na poprzedniej rozprawie. Tak, prawo to prawo. Ale, jak pamiętamy, w 1935 roku w Niemczech przyjęte zostały tzw. Ustawy Norymberskie. I później, po zwycięskim 1945 roku osądzono wykonawców tych ustaw.

Nie mam całkowitej pewności, czy obecni twórcy i wykonawcy rosyjskich bezprawnych, sprzecznych z Konstytucją ustaw poniosą odpowiedzialność karną. Ale kara będzie nieunikniona. Ich dzieci lub wnuki będą się wstydziły mówić, gdzie służyli i co robili ich ojcowie, matki, dziadkowie i babcie. To samo będzie z tymi, którzy obecnie w ramach wykonywania rozkazów popełniają zbrodnie w Ukrainie. To moim zdaniem najstraszliwsza kara. Ona jest nieunikniona.

Tak, kary nie uniknę także i ja. Ponieważ w obecnych warunkach uniewinnienie przy takich zarzutach nie wchodzi w grę. Za chwilę dowiemy się, jaki będzie wyrok.

Ale ja niczego nie żałuję i za nic nie przepraszam".